Pokłady


Gry komputerowe

Gry towarzyskie

Kultura


TESGIR
Najlepsze miejsce
dla fanów fantastyki

T E S G I R
N a j l e p s z e m i e j s c e d l a f a n ó w f a n t a s t y k i

TOP7 najlepszych filmów MCU


Dodał dnia 28.04.2019 do Filmy. Brak komentarzy.

Wraz z „Avengers: Endgame” w filmach ze stajni Marvela zakończyła się pewna epoka. Iron Man i Captain America udadzą się na zasłużoną emeryturę, a pierwsze skrzypce zaczną zapewne grać takie postaci jak Spider-Man, Dr Strange czy Scarlet Witch. Jest to więc dogodny moment na to, by przyjrzeć się dotychczasowym filmom MCU i określić, które z nich były najlepsze, a które najgorsze. Niniejsza Myśl zajmuje się tym pierwszym zagadnieniem. Zapraszam.

Miejsce 7. „Thor: Ragnarok”

Przez ponad 10 lat istnienia MCU, filmy spod tego szyldu charakteryzowały się zróżnicowanym klimatem: od klasycznych obrazów przygodowych, poprzez historie szpiegowskie, aż po szalone komedie. Wśród tych ostatnich prym wiedzie właśnie „Thor: Ragnarok” Taiki Waititiego i chociaż osobiście narzekałem na przesyt gagów w tym dziele, postanowiłem je nagrodzić właśnie za to, że ze wszystkich luzackich filmów MCU jest zdecydowanie najśmieszniejsze. Niezależnie od tego, czy nam to pasuje, czy nie, podczas seansu uśmiech nie będzie schodzić z naszych ust, a przy tym gołym okiem można zauważyć, jak wiele scen jest improwizowanych i jak dobrze ekipa bawiła się ze sobą na planie. Przy okazji, film ten znakomicie rozwinął nie tylko postać Thora (i Hulka), ale także grającego go Chrisa Hemswortha, który błyskawicznie awansował na ulubionego Mściciela wielu kinomanów; osobiście jestem pod wrażeniem talentu komediowego tego aktora i mam nadzieję, że w przyszłości będzie dalej go rozwijał.

Miejsce 6. „Avengers: Endgame”

Bardzo długo wahałem się, który obraz umieścić na 6. miejscu niniejszego zestawienia – walka toczyła się pomiędzy „Avengers: Age of Ultron”, „Captain America: Civil War” i „Avengers: Endgame”. Każdy z tych filmów ma irytujące wady, ale każdy także mocno rozwija swoich bohaterów i zawiera w sobie przynajmniej jedną znakomitą scenę akcji. Ostatecznie wybrałem ostatni z wymienionych tytułów z racji tego, że jest ze wszystkich nie tylko najbardziej emocjonujący, a także najbardziej emocjonalny – no ale czego spodziewać się po obrazie, który ma zakończyć pewną epokę. Tak czy owak, chociaż jest jeszcze ze wcześnie na to, bym dokładnie wskazywał zalety „Endgame”, jest to film z całą pewnością zasługujący na miejsce w tym zestawieniu.

Miejsce 5. „Spider-Man: Homecoming”

Spider-Man to bohater, który długo czekał na prawdziwie dobry film ze swoim udziałem. Chociaż zarówno trylogia Raimiego, jak i dyptyk Webba mają swoich oddanych fanów, jednak nie są to grona specjalnie liczne, a np. ja nie należę do żadnego z nich („Spider-Many” były w miarę ok, ale „Amazing Spider-Many” – wręcz okropne). Dopiero współpraca Disneya z Sony przyniosła oczekiwany rezultat i Spider-Man mógł również w filmach zająć należne mu miejsce w panteonie gwiazd. Zasłużył zaś na to nie tylko udanym, luźnym i młodzieżowym scenariuszem, ale przede wszystkim znakomitą rolą Toma Hollanda, który jest idealny zarówno jako Peter Parker, jak i jego pajęcze alter ego (oraz jako jedna z najbardziej gadatliwych gwiazd Hollywood ;)). Jeszcze raz widać, że zgoda buduje.

Miejsce 4. „Iron Man”

„The one which started it all”, chciałoby się zacytować. Możemy patrzeć na kolejne dokonania Disneya i ekscytować się filmami grupowymi i wzajemnymi cameos, ale bez wysokiej jakości pierwszego filmu z serii niczego takiego byśmy nie mieliśmy – rozpędu, jakiego nadał wszystkiemu „Iron Man” nie był w stanie zatrzymać nawet „Incredible Hulk”. Co prawda koncept nie był oryginalny (podobny przecież mamy w „Batman: Początek” Nolana), ale jego realizacja wręcz bezbłędna – charyzmatyczny bohater z mroczną przeszłością, niezwykły, acz mocno ukorzeniony w rzeczywistości ekwipunek, sojusznik okazujący się ostatecznie wrogiem. I scena po napisach z Nickiem Furrym. Właśnie tak, a nie jakimś głupim „Dawn of Justice” powinno się rozpoczynać łączone uniwersa.

Miejsce 3. „Captain America: The First Avenger”

Przed obejrzeniem tego filmu wiedziałem o jego tytułowym bohaterze tylko tyle, co przeciętny zjadacz chleba: miałem go za paradującego w przebraniu amerykańskiej flagi superżołnierza obijającego mordy drugowojennych nazistów (w tym samego Hitlera) i współczesnych superłotrów. Po seansie okazało się, że miałem rację, z tym że zamiast z pogardą lub ironią, zacząłem wypowiadać te słowa z podziwem. Film zgrabnie balansuje pomiędzy kinem przygodowym a wojennym, a główny bohater w wykonaniu Chrisa Evansa jest tak charyzmatyczny, że można by iść za nim w ogień (od zawsze twierdziłem, że ta kreacja przebijania dokonania Downey Jr w roli Iron Mana, nawet jeśli w wojnie domowej popierałem tego ostatniego). Cała trylogia solowych przygód Kapitana trzyma wysoki poziom, ale jej pierwsza część jest według mnie najlepsza.

Miejsce 2. „Avengers”

Pierwszy grupowy film Avengerów to zdecydowanie przełomowy moment w historii MCU. Poprzedzające go produkcje były zasadniczo dobre, ale wciąż nie było wiadome, czy zgromadzenie kilku tak charyzmatycznych i ważnych postaci w jednym miejscu przełoży się na kolejny sukces. Na szczęście – i osobiście dziękowałbym za to głównie Jossowi Whedonowi – tak właśnie się stało i „Avengers” okazali się olbrzymim przebojem. Postacie współgrały ze sobą idealnie, a odpowiednia ich liczba i solidny scenariusz pozwoliły każdej z nich lśnić jednakowo jasno; pochwalić należy także znakomity humor, świetne sceny akcji i podkręcenie skali wydarzeń z lokalnej do kosmicznej. Innymi słowy, blockbuster idealny.

Miejsce 1. „Avengers: Infinity War”

Najdoskonalsze w historii przeniesienie idei komiksowego crossovera na srebrny ekran, chociaż byłoby to większe osiągnięcie, gdyby Marvel nie ścigał się tu sam ze sobą ;). Pamięć o tym obrazie jest wciąż żywa w umyśle każdego fana (wielu powtórzyło go przy okazji minimaratonów z okazji „Endgame”), wszystko więc, co mógłbym napisać, czytelnik już zapewne sam pomyślał. Olbrzymia obsada, liczne grono reżyserów i producentów oraz prawdziwa mieszanka klimatów nie przeszkodziły Disneyowi w osiągnięciu sukcesu zarówno artystyczno-krytycznego, jak i finansowego, a niektórzy zaczęli już twierdzić, że MCU to marka mocniejsza niż Gwiezdne Wojny (co moim jednak zdaniem będzie można sprawdzić za jakieś 30 lat). Świetny film, prawdziwie ważne wydarzenie oraz jedna z najmocniejszych scen w historii kina rozrywkowego – czego chcieć więcej?

Opinie


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

 *