Ashley Williams to jedna z pierwszych towarzyszek, która dołącza do nas w serii „Mass Effect”. Niestety, jest to także jedna z towarzyszek najmniej lubianych, przy czym największym cieniem na jej postać kładą się wysuwane przez wielu graczy i redaktorów oskarżenia o ksenofobię. Moim zdaniem jednak, Ashley rasistką nie jest, a to, że niezbyt lubi obcych, nie ma z ksenofobią nic wspólnego, co też postaram się w niniejszej Myśli wykazać. Zapraszam.
Na samym początku opiszmy, skąd w ogóle wzięła się nieufność Ashley wobec obcych. Oczywiście, źródłem jest jej historia rodzinna i casus dziadka: generała Williamsa, „pierwszego człowieka, który poddał się obcej rasie” i który za swoje działanie był potem w Przymierzu traktowany jak parias, podobnie zresztą jak jego syn i do pewnego momentu wnuczka. Ash jest więc po pierwsze z rodziny, która od początku zaangażowana była w konflikty międzygatunkowe, a po drugie zapewne w familii pojawiało się sporo opinii, że to turianie, a nie Przymierze jest głównym winowajcą losu będącego udziałem rodziny Williamsów w ludzkiej flocie (a takie spojrzenie ciężko jest wykorzenić, na co zresztą mam przykład w najbliższej rodzinie). Pewnego rodzaju nieufność wobec obcych jest więc u Ashley dość zrozumiała – nieufność nie oznacza jednak rasizmu.
Zanim jednak przejdę dalej, trzeba przyznać jedno: tekst „Nie umiem odróżnić obcych od zwierząt” jest bardzo ciężki do obronienia i jest to moim zdaniem jedyny fragment, który może świadczyć za opinią, którą chcę obalić. Jednakże, są dwie przesłanki, których można do tego użyć. Po pierwsze, według niektórych źródeł powyższa wypowiedź pochodzi z czasów, w których na Cytadeli istotnie miały przechadzać się również kosmiczne zwierzęta – wątpię, by wówczas ich wygląd był gotowy i devi mogli szykować się na dużo mniej przyziemny design niż to, co ostatecznie dostaliśmy, gdzie zwierzęta (vareny, miażdżypaszcze, kosmiczne krowy) bardzo przypominają ziemską faunę i są w zasadzie nie do pomylenia z istotami rozumnymi. Po drugie, generalnie Ashley nie miała podczas służby zbyt dużego doświadczenia z obcymi – stacjonowała głównie na kolonijnych zadupiach – a istoty w rodzaju elcorów czy hanarów istotnie nie od razu przywodzą na myśl gatunki rozumne. Sam Shepard zresztą niejednokrotnie nazywa tych ostatnich „big, stupid jellyfish” („wielkie, głupie meduzy”) i go jakoś o ksenofobię nikt nie posądza.
Przechodzimy więc do kolejnych argumentów strony mnie przeciwnej. Tym jest np. wypowiedź Ashely, że „Urdnot i Vakarian” nie powinni mieć dostępu do najbardziej krytycznych systemów Normandii, takich jak silnik czy uzbrojenie. Oczywiście, mimo że niektórzy podnieśliby już larum na samym początku, samo zwracanie się do innych po nazwisku nie jest w tym kontekście niczym złym: wszak taka forma obowiązuje w wojsku Przymierza. Co zaś do ograniczenia dostępu, sprawa jest równie prosta. Kroganie i turianie to rasy niezwykle wojownicze, z czego pierwsza była raptem parę stuleci wcześniej w stanie wojny z resztą galaktyki, a z drugą wojnę ludzie toczyli zaledwie kilkadziesiąt lat temu. W związku z tym mnie kompletnie nie dziwi, że żołnierka Przymierza z dziada pradziada nie chce, by osoby pochodzące z tych społeczeństw mogły bez przeszkód zwiedzać najbardziej zaawansowany statek w ludzkiej flocie (oczywiście, turianie pomogli go zbudować, ale to sprawa nieco ponad „paygrade” Williams) – sam także wolałbym, by ważne systemy jednostek polskich sił zbrojnych były ukryte przed wzrokiem „postronnych” i dostępne na wyłącznie na tzw. „needs to know basis” (w skrócie: wiesz tylko to, co musisz, by wykonywać swoją pracę).
Kolejnym według wielu dowodem na ksenofobię Ashley jest dialog, w którym ta mówi, że ludzkość powinna dbać głównie o swoje interesy i że rasy Rady bez mrugnięcia okiem poświęcą ją, jeśli byłoby to konieczne dla ich przetrwania. I ciężko się z tym nie zgodzić: historia wielokrotnie dowiodła, że różnego rodzaju sojusze stanowczo zbyt często okazują się niewarte funta kłaków, kiedy jedna ze stron ma do stracenia zbyt wiele bądź do zyskania zbyt dużo. Oczywiście, współpraca międzygatunkowa na pewno przynosiłaby ze sobą wiele korzyści, ale sam także wolałbym, by ludzcy przywódcy budowali jednocześnie własne zasoby i zawsze mieli gdzieś z tyłu głowy plan awaryjny. Smaczku całej sytuacji dodaje też fakt, że ostatecznie Ashley miała rację: Rada nie zrobiła prawie nic, by powstrzymać jawnie rasistowskiego Sarena (nawet gdy Shepard jednoznacznie wskazał, dokąd ten się udaje) i nawet palcem nie kiwnęła, kiedy ludzcy koloniści byli porywani przez Zbieraczy.
Przyjrzyjmy się także temu, jak Ashley wypowiada się o organizacjach, które istotnie są rasistowskie, a o tych wiemy co najmniej dwóch. Pierwsza z nich, partia Terra Firma to w oczach Williams banda oszołomów, którzy kiedyś mieli jakieś ideały, ale obecnie grają tylko na ksenofobii. Opinię tę potwierdza zresztą wtedy, kiedy spotykamy jednego z liderów formacji, którego poglądy jasno i stanowczo odrzuca, mówiąc mu to zresztą w twarz. Druga taka organizacja to oczywiście Cerberus, co do której poglądy Ashley są jeszcze bardziej wyraziste: to terroryści. Oczywiście, mniemanie takie wypływa z większej liczby przesłanek niż tylko ksenofobia Człowieka Iluzji, ale zwróćmy uwagę, że żegnając się z Shepardem Williams sama zwraca uwagę właśnie na kwestię nienawiści rasowej, co moim zdaniem pokazuje, że i to jest dla niej ważne. (Co ciekawe, mimo wielu oskarżeń o rasizm rzucanych w stronę Ash, ani razu nie widziałem, by ktoś podnosił tę kwestię w przypadku Mirandy, która jako apogeletka Cerberusa zapewne podziela jego ksenofobiczne nastawienie.)
Mam nadzieję, że powyższa analiza dowodzi, że Ashley Williams nie jest rasistką. Nie widziałem jej jako ksenofobicznej ani podczas mojej pierwszej rozgrywki – podczas której zresztą z nią romansowałem (w obecnych Ash zostaje zwykle kupką popiołu na Virmirze, bo kumple przed babkami) – ani nie widzę jej jako takiej również teraz, po zapoznaniu się z opiniami innych. To kobieta nieufna i ostrożna wobec obcych, ale pomiędzy jej nastawieniem a ksenofobią jest olbrzymia różnica.
P.S. Wiele osób zarzuca Ashley także fanatyzm religijny, ale to jest tak śmieszne, że nawet nie chcę mi się o tym pisać. Bo jeśli stwierdzenie, że „wierzę w Boga” jest fanatyczne, to ja ze swoją religijnością musiałbym jutro zwoływać krucjatę.
Opinie