DC Rebirth ma już nieco ponad rok, dlatego przydałoby się krótkie podsumowanie początku tego okresu. Oto i ono – podobnie jak w przypadku New52, przyznałem „statuetki” najlepszych i najgorszych w 6 kategoriach. Zapraszam.
Scenarzysta
Najlepszy: Dan Jurgens
Mimo że to „Superman” jest najbardziej chwaloną serią DC Rebirth, osobiście dużo bardziej cenię sobie „Action Comics”, i to właśnie Danowi Jurgensowi przypadają największe w tym zasługi. Tytułem tym architekt sławnej „Śmierci Supermana” pokazał, że jest scenarzystą kompletnym, któremu świetnie idzie zarówno pisanie scen akcji, postaci i relacji pomiędzy nimi, jak i wieloodcinkowych tajemnic – to właśnie za wątek fałszywego Clarka Kenta zbiera u mnie największe plusy, bo udało mu się go napisać tak, że brak konkretnych informacji przez paręnaście zeszytów w ogóle mnie nie irytował, a tylko podsycał zainteresowanie tytułem. I chociaż „Batman Beyond” autorstwa Jurgensa nie jest tak dobry, to jednak nie boli i nie przeszkadza mu w otrzymaniu tego wyróżnienia.
Najgorszy: Bryan Hitch
Serii położonych przez słabych scenarzystów w DC Rebirth nie brakuje. W przypadku Bryana Hitcha jest jednak jeszcze gorzej, a to z prostego powodu: scenarzysta w „Justice League” udowadnia, że nie tylko nie potrafi pisać, ale i nawet nie wie, jak się do tego zabrać. Bo jak inaczej nazwać sytuację, w której masz pod opieką najpotężniejszy zespół DC i na początku każdej historii rozdzielasz go tak, by każdy jego członek pracował samotnie? No właśnie – nie na tym polega pisanie serii drużynowej. Tutaj nie ma co liczyć na poprawę i DC powinno nie tylko odsunąć Hitcha od „Justice League” (kurcze, to ich flagowy tytuł, a pozwalają tworzyć go patałachowi), ale i od pisania scenariuszy w ogóle.
Rysownik
Najlepszy: John Romita Jr
Przed pisaniem tego tekstu nawet nie pomyślałbym, że kiedykolwiek obwołam Johna Romitę Jr. najlepszym rysownikiem, chyba że konkurowałby wyłącznie z panią poniżej. Tak się jednak złożyło, że przez ten rok dostał do rysowania tytuły, które idealnie pasują do jego kreski – trochę szalone i pełne przemocy, czyli „All-Star Batman” i „Suicide Squad”, a nikt tak dobrze nie rysuje cieknącej krwi, co właśnie on. Miło widzieć, jak decyzje kadrowe i zdolności artystyczne znakomicie ze sobą współgrają, co jak wskażę niżej nie jest tak oczywiste.
Najgorszy: Claire Roe
Może jestem seksistą, a może się mylę, ale uważam, że jeśli masz w swojej ofercie tytuł, który opowiada o drużynie samych superbohaterek, powinieneś do niego dobrać rysownika, który potrafiłby pokazać urodę i kobiecość wchodzących w jej skład herosek. Wydawnictwa wydają się jednak ze mną nie zgadzać, ale o ile „A-Force” Marvela było narysowane niepięknie, ale przynajmniej sympatycznie, o tyle to, co Claire Roe wyrabiała na łamach „Batgirl and the Birds of Prey” woła o pomstę do nieba – to, jak wygląda np. pierwsze pojawienie się pierwszej wymienionej heroski, do dzisiaj widzę w najgorszych koszmarach. Ja wiem, że Ptaszyny nie są serią, która mogłaby sobie pozwolić na najlepszych rysowników, ale wymagałbym od DC przynajmniej szacunku do tej marki. Bo to w końcu damy są.
Seria
Najlepsza: „Red Hood and the Outlaws”
Od czasu startu New52 „Red Hood and the Outlaws” stanowiło dla mnie coś w rodzaju „wstydliwej przyjemności” (czyli angielskiej „dirty pleasure”), dlatego cieszę się, że w Rebirth seria jest jednym z najlepszych tytułów w ofercie DC, nawet jeśli za jej obecność na szczycie może w dużej mierze odpowiadać sentyment. Scott Lobdell naprawdę odnajduje się w pisaniu Mrocznej Trójcy (co jest imponujące tym bardziej, że Artemis jest nową postacią, a dobrego Bizarro napisać cholernie trudno), a rysunki nie pozostają w tyle. Jeśli jakaś seria miałaby się teraz stać dwutygodnikiem to chciałbym, by była to właśnie ta – chociaż kto wie, czy by się wtedy nie zepsuła.
Najgorsza: „Batgirl”
Sparafrazuję to, co pisałem już przy okazji najgorszego scenarzysty: złych serii nie brakuje. Ba, nie brakuje nawet serii gorszych niż „Batgirl”, ale to jednak ta boli najbardziej, bo zarówno „Batgirl” Simone i Syada, jak i „Batgirl” Fletchera, Stewarta i Tarr należały do moich ulubionych pozycji w New52. Pierwszy tom nie zapowiadał jeszcze tragedii, ale drugi jest koszmarny. Z jednej strony Hope Larson stwierdziła, że za wszelką cenę nauczy nas tolerancji (oczywiście waląc nas nią pięścią w twarz), z drugiej Christian Wildgoose i pozostali artyści uznali, że Barbara powinna wyglądać jak niedorobiony muppet z kartoflowatym nochalem i odstającymi uszami. Naprawdę smutne.
Bohater
Najlepszy: Superman
Czy mogło być inaczej? No nie mogło. W zasadzie, nazwę „DC Rebirth” można by było zamienić na „Superman Rebirth” i byłaby prawie tak samo odpowiednia. Kal-El z Kryptonu vel Clark Kent przez długi czas nie mógł wrócić do pełnej chwały, aż do momentu, w którym DC postanowiło naprawdę go rozwinąć poprzez uczynienie go mężem i, przede wszystkim, ojcem. I chociaż tęsknię za związkiem Supermana z Wonder Woman i uważam, że wymazanie z uniwersum Supermana z New52 było błędem, to jednak nie mogę zaprzeczyć, że Supertata to kapitalna postać, a piszącym go scenarzystom należą się duże brawa (jeden z nich nawet je dostał – patrz Najlepszy scenarzysta). Właśnie tak powinno się przeprowadzać Odrodzenie.
Najgorszy: Jessica Cruz
Jeśli ktoś dzień przed startem Rebirth spytałby mnie o postać z największym potencjałem, z dużym prawdopodobieństwem wskazałbym na Jessicę Cruz. Jej historia do tej pory była kapitalna: oto cierpiąca na zaburzenia lękowe kobieta, która musiała pokonać własny strach, by przeciwstawić się Volthromowi i opanować zamieszkały przez niego pierścień Power Ringa, za co została nagrodzona przyjęciem do Green Lantern Corps – po prostu idealna historia dla członkini Zielonego Korpusu. A potem przyszedł Sam Humphries i wszystko spierdolił. Pod jego baturą Jessica (i Simon Baz zresztą też) została cofnięta w rozwoju i stała się przerażoną, płaczliwą dziewczynką, która tylko irytuje – cały dotychczasowy rozwój postaci zaprzepaszczony, ba, nawet ta chora na PTSD Jessica była postacią o wiele lepszą, bo wiarygodną. Podczas gdy to, co zrobiono z „Batgirl” mnie smuci, tak to, co zrobiono z Green Lanternką, po prostu wkurza.
Złoczyńca
Najlepszy: Veronica Cale
Chociaż uwielbiam tych klasycznych, złych do szpiku kości, złowieszczo śmiejących się złoczyńców w stylu Leny Luthor/Ultrawoman, to jednak docenić muszę przede wszystkim tych złoczyńców, do których nie mamy nawet pewności, czy naprawdę są złoczyńcami. Bo chociaż Veronica Cale robi złe rzeczy i to Wonder Woman kibicujemy w tej rywalizacji, wiemy również, że pani dr wyrządzono wielkie zło i jeśli sami jesteśmy rodzicami lub chociaż choć trochę rozumiemy rodzicielstwo, podejrzewamy, że na jej miejscu zrobilibyśmy to samo (chociaż ja po prostu spotkałbym się z Wonder Woman i wyłuszczył jej sprawę, ale w końcu komiksy to komiksy). Na dodatek nawet kiedy wydaje się, że Veronica może osiągnąć sukces, ostatecznie zostaje z niczym, co sprawia, że jest postacią prawdziwie tragiczną. A właśnie takie są najlepsze.
Najgorszy: Anomaly
Chociaż uwielbiam tych klasycznych, złych do szpiku kości, złowieszczo śmiejących się złoczyńców w stylu Leny Luthor/Ultrawoman, to jednak nawet moja sympatia do nich ma swoją granicę. A tę przekroczył, i to dawno, właśnie Anomaly, czyli gość, który zamyka się w swojej izdebce, by złowieszczo szydzić ze swojego przeciwnika (czemu towarzyszą oczywiście uderzające za oknem pioruny, bo dlaczego by nie). Doceniam hołdy dla lat 90.-tych czy nawet wcześniejszych, ale Anomaly to nie tyle hołd, co parodia. I to kiepska.
Drużyna
Najlepsza: Bat-drużyna
Gdy usłyszałem, że „Detective Comics” ma opowiadać o superbohaterskiej drużynie, pukałem się w czoło – przecież seria o takim tytule powinna skupiać się na rozwiązywaniu zagadek, nie grupowej naparzance. Wystarczył jednak jeden numer, by ten zarzut przestał mieć znaczenie. Jamesowi Tynionowi IV udało się stworzyć najlepszy zespół komiksowy (i komiks zespołowy) ostatnich lat, przynajmniej jeśli chodzi o DC. Wszyscy członkowie drużyny są tutaj jacyś, a ich relacje rozpisano wzorcowo – ponadto, każdy z nich ma okazję zabłyszczeć (nawet Clayface), przez co grupa nigdy nie skręca w stronę „Batmana i jego przydupasów”, o co nietrudno w innych tytułach z tym bohaterem. Może więc warto pozwolić Tynionowi pisać „Justice League”?
Najgorsza: Justice League of America
Na samym początku chciałem dać tutaj Justice League, ale uświadomiłem sobie, że z samą grupą wszystko jest w porządku – po prostu jej przygody zły scenarzysta. Inaczej rzecz ma się jednak z potworkiem znanym jako Justice League of America, który, jakby się zastanowić, jest po prostu zupełnie bezsensowna z punktu widzenia świata przedstawionego – połowa postaci (Vixen, Killer Frost, Black Canary, The Atom) jest tutaj, bo występuje w serialach, a druga połowa, ponieważ powody. Już nie mówiąc o tym, że grupa, która miała niby wspierać zwykłego człowieka, a nie walczyć z najeźdźcami z kosmosu, w pierwszej historii… walczy z najeźdźcami z kosmosu (którym z jakiegoś powodu dobrowolnie podporządkowuje się Polska, bo przecież jeśli jakiś wniosek płynie z naszej historii i kultury to to, że dobrowolnie podporządkowalibyśmy się najeźdźcy z kosmosu). Chyba lepiej by było, by postacie tworzące tę grupę po prostu dostały własne (mini)serie – jako drużyna zupełnie się nie sprawdzają.
Opinie
Czy autor może dodać jakie poza Batgirl ( i Justice League ) są jeszcze bardzo złe serie w Rebirth ?
Jest ich kilka. „Cyborg”,(murowany kandydat do wyróżnienia jako najgorszy w przyszłym roku), „Blue Beetle”, „Green Lanterns” (autor potrafi pisać jeno one-shoty), „Batgirl and the Birds of Prey”, „Justice League of America”, „Superwoman” – te tytuły trzymają niski lub bardzo niski poziom nawet do teraz.
Dziękuję bardzo. Superwoman sam czytałem. Faktycznie to nie jest dobra seria.