Pokłady


Gry komputerowe

Gry towarzyskie

Kultura


TESGIR
Najlepsze miejsce
dla fanów fantastyki

T E S G I R
N a j l e p s z e m i e j s c e d l a f a n ó w f a n t a s t y k i

Największa wada „Wiedźmina 3”


Dodał dnia 16.05.2021 do Wiedźmin. Brak komentarzy.

Recenzji „Wiedźmina 3” chyba na Tesgirze nie będzie, bo nie wydaje mi się, bym mógł o nim napisać coś ciekawego. W skrócie: świetna gra, aczkolwiek nie tak idealna, jak próbują przedstawić niektórzy. Ma jednak jedną wielką wadę scenariuszową, która naprawdę mnie gryzie i muszę ją szerzej omówić. Otóż – w moim odczuciu – napięcie w tej produkcji strasznie siada po bitwie o Kaer Morhen. Sama bitwa jest super, efektywna i efektowna, ale zdecydowanie to ona powinna być ostatnią dużą misją w grze. Dlaczego? Po odpowiedź zapraszam niżej.

Po pierwsze, opisywany fragment zdecydowanie ma „feeling” ostatniej misji. Nie tylko dzieje się tuż po znalezieniu Ciri, co jest cały czas nakręcane jako główny cel gry, ale i to w niej zbiega się wiele naszych dotychczasowych decyzji – np. co zrobiliśmy z Keirą czy kto siedzi na tronie Skellige (a jak nie, to jest sugerowane, by to „dociągnąć”). Stąd kiedy okazało się, że to nie koniec, dość mnie to zdemotywowało – odczułem coś w rodzaju „jeszcze? a taki już jestem stary i zmęczony”. Rozumiem uznanie potyczki z Gonem za dobry punkt kulminacyjny, ale taki już mieliśmy, odnajdując Ciri, tuląc jej zdawałoby się martwe ciało i będąc świadkami jej oprzytomnienia – po co dwa punkty kulminacyjne, nie wiem.

Po drugie, zadania, które wykonujemy po bitwie, wydają się dość zbędne. Weźmy np. poszukiwania czarodziejek z Loży – po co, skoro absolutnie nic z tego nie wynika, a podczas „ostatecznej rozgrywki” służą one tylko za statystki? Czy coś by się zmieniło, gdyby „pułapkę” na Gon „obsługiwały” wyłącznie Triss i Yennefer? A już prawdziwą zbrodnią jest to, jak potraktowano przy tym Fringillę – postać ma olbrzymi potencjał (spokojnie mogłaby być opcją romansową), a pojawia się w jednej, słownie jednej scenie! Innym przypadkiem jest zamach na Radowida. Jest to coś, co powinno mieć olbrzymi wpływ na świat gry, a nikt tego nie zauważa – czyżby brakło czasu (lub pomysłu) na implementację tego w grze i chodziło tylko o to, by jakoś (jakkolwiek) rozwiązać kwestię temerską? No i ostatni przykład, czyli skakanie z Avallac’hem po innych światach – ta linia fabularna pojawia się tylko po to, by odhaczyć „międzywymiarowe podróże” i wprowadzić kolejną postać, która jest tylko po to, by być i którą można by po prostu wyciąć bez żadnej straty dla całości.

Po trzecie, druga próba pokonania Dzikiego Gonu nie bardzo ma sens. Pomiędzy potyczką w Kaer Morhen a bitwą na Skellige nie zmieniło się w zasadzie nic (poza śmiercią Imleritha, który swoją drogą jest kompletnie przerysowany) – jasne, mamy do dyspozycji armię Nilfgaardu i wysp, ale nie wydaje się, by porażka w wiedźmińskim siedliszczu była spowodowana nierównością sił. Dlaczego więc postacie twierdzą, że dobrym pomysłem jest wydanie wrogowi kolejnej bitwy i to jeszcze na wodzie, co nie wydaje się odpowiednim środowiskiem do walki z przeciwnikiem władającym magią lodu? Swoją drogą, jak już o Imlericie wspomniałem, czy tylko dla mnie pomysł, by Aen Elle byli powiązani z Wiedźmami i innymi potworami jest kuriozalny? Wydaje mi się, że Lud Olch raczej gardziłby takimi istotami, a nie bratał się z nimi.

Jak by więc to mogło według mnie wyglądać? Otóż wrogich dowódców pozbywalibyśmy się już w Kaer Morhen, grając przy tym różnymi postaciami – Ciri pokonywałaby Caranthira (wyobraźcie sobie ten pojedynek teleporterów na murach zrujnowanej Twierdzy), Lambert do spółki z Eskelem (albo Letho) Imleritha, a Eredin najpierw zabiłby Vesemira tylko po to, by następnie polec z ręki Geralta – wybuch Ciri i uspokojenie jej przez Avallac’ha nie są moim zdaniem konieczne, ale jeśli już, mogłyby mieć miejsce między dwoma ostatnimi wydarzeniami. Po pogrzebie Vesemira mielibyśmy scenę uczty z miziającymi się Lambertem i Keirą oraz potencjalnie Eskelem i Triss, plus gdzieś na boku odbywałaby się szeptana narada między Ciri i Avallac’hem – ci ostatni, pytani o to, urywaliby temat. Rano Geralta budziłaby Ciri, informując go, że mają niedokończone sprawy w Velen – zabicie Pań Lasu. Geralt zgodziłby się i Łysa Góra przebiegałaby niemal identycznie jak obecnie, z tym że na końcu oboje bohaterów stawałoby naprzeciw Wiedźm. Wtedy Ciri powiedziałaby „Przepraszam” i teleportowała się – albo zjawiłby się Avallac’h i zrobił to za nią – a Geralt sam zabijałby trzy maszkary. Po walce pojawiałaby się Yennefer albo Triss, opieprzając go za ucieczkę i pytając o wiedźminkę – po chwili padałyby na kolana, łapiąc się za głowę i obwieszczając koniunkcję sfer. Geralt z czarodziejką teleportowaliby się wówczas na Skellige – gdzie ta ostatnia wyczuła największe zakłócenia – i dalej wszystko przebiegałoby normalnie: gigantomachia, Białe Zimno i te sprawy. Mogłaby być jeszcze scena „po napisach”, w której np. widzielibyśmy Filippę z kryształowymi oczami, a kwestia polityki królestw Północy zostałaby rozwiązana już w „Wiedźminie 4”.

I to tyle o moim największym problemem z „Wiedźminem 3” – bolącym tym bardziej, że wiele scen w tej grze to mistrzostwo scenariuszowe i inscenizacyjne, a tu nagle takie potknięcie. Oczywiście, jak zwykle to tylko moja opinia i jeśli ktoś widzi to inaczej, tym lepiej dla niego lub dla niej. Nie da się też ukryć, że mimo tej pomyłki w „Dziki Gon” grało mi się bardzo przyjemnie, a zalety gry zdecydowanie przewyższają jej wady – już planuję następny run, by naprawić trochę błędów obecnego. Jestem bardzo ciekawy Waszych odczuć co do opisanego wyżej tematu i tego, czy moje rozwiązanie ma dla Was jakiś sens – jakby co, komentarze są włączone.

Opinie


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

 *