Pokłady


Gry komputerowe

Gry towarzyskie

Kultura


TESGIR
Najlepsze miejsce
dla fanów fantastyki

T E S G I R
N a j l e p s z e m i e j s c e d l a f a n ó w f a n t a s t y k i

Kino nie nienawidzi superbohaterek


Dodał dnia 19.06.2017 do Filmy. Brak komentarzy.

W ostatnim czasie „Wonder Woman” rządzi w kinach, co ponownie wywołało dyskusję na temat superbohaterek w przemyśle filmowym. W temacie tym bardzo często słyszy się opinie w rodzaju „durr hurr holyłód nienawidzi kobiet”, z którymi tzw. ogół mocno się zgadza. Ale czy rzeczywiście superbohaterki są przez kino źle traktowane? Sprawdźmy.

Zacznijmy od początku, czyli od komiksów superbohaterskich. I tu od razu należy powiedzieć jedną rzecz: przez bardzo długi czas medium to było traktowane jak rozrywka dla chłopców i to właśnie pod ich gusta tworzono historie obrazkowe. W związku z tym przez długi czas komiksy produkowały i rozwijały głównie męskich protagonistów, z którymi czytelnikom łatwiej było się identyfikować i na nich wzorować. Dopiero później pojawiły się superbohaterki, które dodatkowo bardzo często były tworzone na wzór męskich herosów, tak z punktu widzenia świata rzeczywistego (wygląd, umiejętności, pseudonim), jak i przedstawionego (wspólna historia, inspiracja itp.). I tutaj pojawia się pierwszy problem przy tworzeniu filmów o superbohaterkach: żeby dobrze przedstawić lwią część takich herosek, konieczne jest najpierw pokazanie postaci męskiej, z którą jest ona związana. Tak to działa w komiksach i tak też działało w filmach. Kiedy pod koniec lat 70-tych Superman Reeve’a na dobre zadomowił się w masowej świadomości, powstał film o Supergirl. Kiedy w latach 90-tych Joe Schumacherowi udało się (niestety) przepchnąć swoje podejście do Batmana, w drugim swoim filmie wprowadził do niego Batgirl. Kiedy w latach 2000-nych Elektra pojawiła się jako postać wspierająca Daredevila, dwa lata później dostała własny film.

Niektórzy mogą teraz zakrzyknąć, że przecież to jedynie trzy przykłady, a filmy superbohaterskie ukazują się już od parudziesięciu lat. Tu jednak decyduje pewna różnica między filmami a komiksami. Komiksowe uniwersa, przynajmniej te największe, trwają od chwili swojego powstania aż do teraz – są oczywiście różne eventy, kryzysy itd., które znacznie zmieniają dany świat, ale właśnie – zmieniają, modyfikują, a nie tworzą od nowa. Z filmami jest inaczej, gdyż kino superbohaterskie ma swoje upadki i wzloty, a każdy wzlot oznacza start od nowa – nowe uniwersum, nowe historie, nowi aktorzy, wszystko niemające wiele wspólnego ze swoimi poprzednikami. W tym wypadku skoro np. Supergirl wymaga wprowadzenia Supermana, najpierw musi pojawić się i trafić do świadomości masowego odbiorcy nowy Superman, bo bazowanie na poprzedniej iteracji tego herosa nie ma większego sensu.

Jednak przecież poza takimi „skobieconymi” bohaterami istnieją przecież także inne bardzo popularne heroski: Wasp, Storm, Invisible Woman, Zatanna, Black Canary, Huntress. Zauważmy jednak, że bohaterki te działają dobrze w zasadzie wyłącznie w drużynach, a superbohaterskich filmów drużynowych przez długi czas się nie robiło – w zasadzie szlaki przetarli dopiero „X-Meni” z 2000 r. Tutaj bohaterki także mają pod górkę, ponieważ ciężko zrobić film drużynowy bez uprzednich filmów solowych – po prostu będzie niewiele czasu na przedstawienie wszystkich protagonistów. A jako że kobiecym heroskom przez sprawy wymienione wyżej ciężko solowy film uzyskać, trzeba je do drużyn wprowadzać pomału, by nagle nie zapełnić ekranu nowymi postaciami i by także ci starzy uzasadnili swoją obecność w scenariuszu. Warto także zauważyć, że w w/w „X-Menach” poza Wolverinem to właśnie panie grały pierwsze skrzypce, nie tylko częściej pojawiając się na ekranie, ale i dysponując większą potęgą czy wyższymi umiejętnościami niż ich koledzy (co jednak wyraźnie zarzucono w nowszych produkcjach z mutanciego uniwersum).

Jeśli już więc kogoś winić za niewiele bohaterek na ekranach kin, to raczej nie przemysł filmowy – reżyserzy i scenarzyści wydają się robić sporo, by kobiety widzom przedstawiać – a komiksowy, który wydaje się mieć trudności z wykreowaniem i wypromowaniem samodzielnej, żeńskiej postaci. Nawet Wonder Woman, jedyna prawdziwie znacząca kobieta w komiksie superhero (Marvel próbuje ją gonić ze swoją Captain Marvel, ale że po drodze systematycznie pozbawia ją wszelkich kobiecych cech, sukcesu im mimo wszystko nie wróżę) miała spore trudności z dotarciem do szerokiego grona odbiorców (mówiło się nawet o tym, że w Trójcy DC powinien ją zastąpić Green Lantern Hal Jordan). A dopóki takich postaci nie będzie w historiach obrazkowych, dopóty ciężko spodziewać się wzrostu ich popularności w historiach ekranowych.

Opinie


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

 *