Cykl wiedźmiński to – w mojej opinii – najlepsze polskie fantasy, na które składają się dwa tomy opowiadań, seria pięciu książek i jeden skok na kasę (plus zbiór twórczości fanowskiej). Generalnie w fandomie panuje przekonanie, że to te pierwsze są rdzeniem przygód wiedźmina Geralta, a drugie jedyne ich uzupełnieniem, jednak moim zdaniem jest raczej na odwrót i to opowiadania pełnią rolę podrzędną wobec książek, stanowiąc ostatecznie „jedynie” wstęp do nich. Mimo to, tym krótkim formom nie można odmówić wysokiej jakości, a moja miłość do pięcioksięgu jest niewiele większa niż sympatia do opowiadań. Dlatego też w dzisiejszej Myśli chciałbym się zająć czymś, co już od dawna planowałem i stworzyć subiektywny ranking wszystkich wiedźmińskich opowiadań (a przynajmniej tych oficjalnie należących do kanonu – sorry, „Drogo, z której się nie wraca”). Zapraszam.
Na początku małe wyjaśnienie. Idealny ranking powinien szeregować opisywane opowiadania od najgorszego do najlepszego, stwierdziłem jednak, że aż takie rozdrobnienie nie miałoby większego sensu – wysiłek za duży, a zysk za mały. Dlatego też zamiast tego podzieliłem historie zawarte w „Ostatnim życzeniu” i Mieczu przeznaczenia” na kilka klas, grupując razem te opowiastki, których poziom jest do siebie zbliżony. Niestety, kategorii tych wyszło mi pięć, a nie siedem, no ale cóż – nie można mieć wszystkiego :).
Klasa V
Do klasy V trafiły te opowiadania, które, no cóż, jako jedyne mi się po prostu nie podobają. Oczywiście nie oznacza to, że nie mają żadnych zalet, jednak przedstawione w nich zdarzenia są na tyle nieciekawe, że całość raczej zyskałaby niż straciła na ich usunięciu.
„Okruch lodu”. Zdecydowanie najgorsze z wiedźmińskich opowiadań. Nie cierpię ani Yennefer, ani jej związku z Geraltem, a ta historia jest chyba kwintesencją wszystkiego, co w tym ostatnim nie gra. Wszyscy trzej główni „aktorzy” tego dramatu – poza wymienioną dwójką także Istredd – zachowują się tutaj jak dzieci (co dla czarodziejki jest w zasadzie normą), a toksyczność relacji pomiędzy nimi aż bije po oczach. I jeszcze ta cała pompatyczność i werteryzm. Gdybym ja utkwił w takiej relacji, to chyba istotnie powiesiłbym się w stajni na lejcach. Jedyny jasny punkt opowiadania to pojedynek z Cykadą, ale dla chwili śmiechu nie warto się w to wszystko ładować.
„Trochę poświęcenia”. Drugie z opowiadań zaliczonych do klasy V także jest bardzo geraltoyenniferocentryczne, nawet jeśli czarodziejka osobiście nie pojawia się w tej historii. Żeby jednak zachować liczbę mentalnych dzieci w tekście, Sapkowski wprowadza postać Essi, która obraża się, bo Geralt po niecałym dniu znajomości mówi, że ledwie ją zna <facepalm>. Na pocieszenie mamy niezgorszy wątek „baśniowy” i dużo świetnego Jaskra oraz wzruszające zakończenie – mimo to w całości więcej jest irytacji niż ekscytacji.
Klasa IV
Klasa IV to taki wiedźmiński standard – opowiadania te bardzo przyjemnie się czyta i można w nich odnaleźć wszystko to, za co lubimy twórczość Sapkowskiego, brak w nich jednak powiewu geniuszu. Jeśli ktoś chce poczytać coś dobrego do poduszki, a jednocześnie nie potrzeba mu większych moralnych rozważań, dobrze zrobi, jeśli sięgnie po tę – nomen omen – czwórkę.
„Wieczny ogień”. Jedna ze spokojniejszych historii o Geralcie, chyba jedyna, w której nie znajdziemy żadnej sceny walki – jest za to śledztwo i pościg. Gdy tak o tym myślę, największą jej zaletą jest chyba to, że jednym z głównych bohaterów jest niziołek, a rasa ta jest przez Sapkowskiego traktowana nieco po macoszemu. Szkoda także, że doplery nie pojawiają się już nigdzie indziej, chociaż kto wie – może któraś z pobocznych postaci książkowej sagi należy do tego gatunku?
„Ziarno prawdy”. Opowiadanie, które mocno we mnie rezonuje, bowiem „Piękna i Bestia” to jeden z moich ulubionych filmów animowanych Disneya (kiedyś nawet kazałem rodzicom nazywać się Bestią, ale tylko stwierdzili, bym nie gadał głupot i zjadł warzywka). Jest także najbardziej kameralne ze wszystkich zawartych w opisywanych zbiorach, a większość miejsca zajmuje w nim rozmowa dwóch postaci – mimo to nie czuć w tym żadnego przegadania, co jest nie lada sztuką. Poza tym, jest tu i walka z potężnym stworem, i wzruszający wątek romantyczny – dla każdego coś miłego.
„Głos rozsądku”. Oryginalne opowiadanie z „Ostatniego życzenia”, które ma głównie na celu stanowić wstęp i klamrę do pozostałych historii z tego zbioru. Jako takie nie ma co prawda spójnej fabuły, ale wynagradza to zgrabnością przejść do innych segmentów oraz świetnie rozpisaną postacią Nenneke i pomysłowym rozstrzygnięciem pojedynku z Tailesem.
„Wiedźmin”. Pierwsze opowiadanie o Geralcie, który napisał Sapkowski, a przy tym taka kwintesencja historii z tego uniwersum: mroczny świat, pełnokrwiste postacie, genialne dialogi i świetne opisy walki. Jurorzy słynnego konkursu „Fantastyki” mieli nosa, wyróżniając ten tekst i trzeba być im za to wdzięcznym, bo inaczej może nie poznalibyśmy kolejnych, jeszcze lepszych dzieł „ASa”.
Klasa III
W klasie III przechodzimy od opowiadań, które dobrze się czyta do takich, przy których dobrze się myśli. Na pierwszy plan wysuwają się w nich nie bieżąca akcja, a problemy natury filozoficznej czy moralnej – nie to, że nie było ich wcześniej, po prostu nacisk był w moim odczuciu nałożony gdzie indziej.
„Ostatnie życzenie”. Bardzo ważne z perspektywy całości opowiadanie, w nim to bowiem Geralt poznaje Yennefer i się w niej niefortunnie zauracza. Ze wszystkich opisywanych historii, w tej największy udział ma magia, jeśli więc ktoś lubi takie wątki, będzie zadowolony. Jednak największą zaletą jest tutaj właśnie to ostatnie życzenie – jako że nie zostało nigdzie podane wprost, jest to świetny materiał do rozważań dla kolejnych pokoleń fanów.
„Kraniec świata”. Płynne przechodzenie przez Sapkowskiego od komedii do dramatu jest jedną z najważniejszych umiejętności tego pisarza – a to opowiadanie chyba najlepiej je oddaje. Zaczynając je czytać, śmiejemy się do rozpuku z „głupich” chłopów i ich nietopyrzów, a kończąc, płaczemy nad losem elfów i ich tragicznym w skutkach uporem. No i jest tu Jaskier, a jakoś tak każde opowiadanie, w którym pojawia się bard, z miejsca zyskuje moją wielką sympatię.
„Mniejsze zło”. Najlepsze opowiadanie z tej klasy – jeśli miałbym wybrać takie, które zmusza do najgłębszego zastanowienia, wskazałbym właśnie na to. Najlepszym chyba komentarzem będą tu dwa cytaty, pierwszy z Geralta, drugi z Renfri: 1) „Zło to zło, Stregoborze. Mniejsze, większe, średnie, wszystko jedno, proporcje są umowne a granice zatarte. Nie jestem świątobliwym pustelnikiem, nie samo dobro czyniłem w życiu. Ale jeżeli mam wybierać pomiędzy jednym złem a drugim, to wolę nie wybierać wcale.” 2) „Istnieje tylko Zło i Wielkie Zło, a za nimi oboma, w cieniu, stoi Bardzo Wielkie Zło. Bardzo Wielkie Zło, Geralt, to takie, którego nawet wyobrazić sobie nie możesz, choćbyś myślał, że nic już nie może cię zaskoczyć. I widzisz, Geralt, niekiedy bywa tak, że Bardzo Wielkie Zło chwyci cię za gardło i powie: 'Wybieraj, bratku, albo ja, albo tamto, trochę mniejsze’.”
Klasa II
Szczerze mówiąc, opowiadania z klasy II generalnie nie różnią się poziomem od tych z klasy III. Różnica jest jednak tak, że te zaliczone tutaj – zwane przeze mnie „trylogią cyntryjską” – stanowią bezpośredni wstęp do późniejszego cyklu książek – to właśnie one opowiadają o relacji pomiędzy wiedźminem a jego dzieckiem przeznaczenia. Z tego względu chociaż całość „Ostatniego życzenia” i „Miecza przeznaczenia” nie są potrzebne do zrozumienia pięcioksięgu, te trzy historie są do tego niemalże konieczne.
„Kwestia ceny”. Jedno z najbardziej intrygujących opowiadań wiedźmińskich, w jego punkcie kulminacyjnych i zakończeniu raz za razem jesteśmy zaskakiwani czymś nieoczekiwanym; jednak i wcześniej z całą pewnością będziemy zachwyceni, bowiem rozmowa Geralta z Calanthe to jeden z lepszych dialogów napisanych przez „ASa”. Swoją drogą, jako że cała historia toczy się w jednym pomieszczeniu wydaje mi się, że Sapek znakomicie odnalazłby się w roli teatralnego dramaturga.
„Miecz przeznaczenia”. Opowiadanie, które uwielbiam z jednego powodu: mała Ciri jest napisana wprost genialnie i szkoda, że później – już w pięcioksięgu – staje się tak bardzo irytująca (z drugiej strony, jak to nastolatka). Doceniam także liczne wzruszenia oraz ciekawy opis driad i ich królestwa. Jeśli zaś miałbym szukać wad, byłaby to nieco wymuszona scena walki pod koniec opowiadania.
„Coś więcej”. Najbardziej wzruszające opowiadanie w obu zbiorach; pod koniec, kiedy Geralt i Ciri wreszcie się odnajdują, zawsze mam łzy w oczach. Zresztą, całość jest bardzo poruszająca, bo i wizyta wiedźmina w Cintrze, i jego spotkanie z matką, i jego rozmowa ze Śmiercią niosą w sobie duży ładunek emocjonalny. Tutaj widać prawdziwy kunszt „ASa”, bo napisać świetną scenę walki czy erotyczną to jedno, ale wprawna, pozbawiona manipulacji gra na emocjach czytelnika to zupełnie inna sprawa.
Klasa I
Do klasy I należy tylko jedno opowiadanie, ale jest ono zdecydowanie najlepsze. Panie i panowie, oto przed państwem zwycięzca: „Granica możliwości”. Jest to wzorcowa wiedźmińska historia, w której wszystko, co w nich lubimy, jest obecne w wysokim stężeniu; a to, co w nich nie lubimy, jest na lepszym niż zwykle poziomie. Występ wszystkich głównych bohaterów (na razie oczywiście poza Ciri, a więc Geralta, Jaskra i Yennefer) – jest. Interesujące postacie poboczne – są. Dobry wątek osobisty obok tego typowo przygodowo-fantastycznego – obecny. Okazje do pośmiania się i wzruszenia – a jakże. Czego chcieć więcej?
Opinie
Będzie podobny ranking dla Sagi Wiedźmińskiej ?
Cześć Jarek, nie będzie. Książki traktuję w zasadzie jak jedną całość, ciężko nawet mi rozgraniczyć, co jest w której.