Pokłady


Gry komputerowe

Gry towarzyskie

Kultura


TESGIR
Najlepsze miejsce
dla fanów fantastyki

T E S G I R
N a j l e p s z e m i e j s c e d l a f a n ó w f a n t a s t y k i

TOP7 rzeczy, za którymi tęsknią gracze


Dodał dnia 17.01.2017 do Różności growe. Jeden komentarz.

Świat się zmienia, a wraz ze światem zmienia się granie. Niektóre z tych zmian są oczywiście pozytywne, inne wręcz przeciwnie. Poniżej lista siedmiu rzeczy, których w growym biznesie już nie ma lub też pojawiają się sporadycznie, a które moim zdaniem były dobre dla branży i graczy (kolejność niewartościująca). Zapraszam.

Dema


Ze wszystkim wymienionych tutaj rzeczy, to jest ta, za którą zapewne tęsknimy najbardziej i z której zupełnie nie wiem, czemu branża zrezygnowała. Dla wszystkich, którzy zaczęli grać niedawno, dema to znacznie okrojone (w zasadzie do minimum) wersje danych gier, udostępniane za darmo przez wydawców gier. Gracze mogli dzięki nim przekonać się, czy dany tytuł im się spodoba (zwłaszcza, jeśli było to ich pierwsze spotkanie z danym typem rozgrywki) i czy ich sprzęt go udźwignie, twórcy z kolei mieli darmową reklamę, mogli przekonać niezdecydowanych, a także zebrać wstępny feedback (wszak dema wychodziły często przed premierą) i poprawić ewentualne błędzy. Może przydałaby się jakaś wielka petycja, by wskrzesić tę szczytną ideę?

Pudła


Sprzedaż cyfrowa jest, nie ukrywajmy, w miarę dobrą rzeczą – jest szybko, łatwo i przyjemnie. Ale mimo to i tak wciąż tęsknię za prawdziwymi, pudłowymi (nie mylić z pudełkowymi) wydaniami gier – takimi z instrukcją (o której w innym miejscu), takimi bez konieczności rejestracji (o której także w innym miejscu), a, przede wszystkim, z wielkim opakowaniem, które zawierało co prawda głównie powietrze, ale które można było następnie dumnie postawić na półce lub praktycznie wykorzystać. Gdy człowiek miał w ręku takie pudło, wiedział, że kupił coś prawdziwego i namacalnego, nawet jeśli było to przede wszystkim kilka tysięcy linijek kodu.

Niskie ceny


Może niskie to za dużo powiedziane, ale na pewno niższe. Oczywiście, dzisiaj wyprzedaże gier, humble bundle czy inne okazje do kupienia gry po kosztach trafiają się w miarę często, ale mowa tutaj albo o produkcjach mających już swój wiek, albo o grach małych lub też tworzonych przez niewielki zespół. Nowa produkcja AAA potrafi dzisiaj kosztować 150-160 zł i nikt nie jest zdziwiony, podczas gdy kiedyś cena 130 zł wydawała się zaporowa i przynależna tylko prawdziwym gigantom; przykładowo, na „Mass Effect 2” wydałem przedpremierowo około 120 zł, podczas gdy na „Mass Effect 3” przeznaczyłem już ok. 140 zł, a „Andromedy” zapewne nie kupię za mniej niż 160 zł – a przecież produkcje te pojawiły się na przestrzeni zaledwie 7 lat! Że już nie wspomnę o perełkach, gdzie w miarę duża, dobra gra była rozprowadzana już od początku w wydaniu „kioskowym ” za 20-30 zł (że podam tylko przykład „SpellForce’a” i „Etherlords 2”). No cóż, pozostaje się tylko cieszyć, że mimo to sprzedaż gier jest wysoka jak nigdy, co tylko dowodzi, że społeczeństwo graczy się bogaci. (Chociaż z drugiej strony można także wysnuć tezę, że wydawcy wykorzystują fakt, że po prostu średnia wieku graczy się podniosła, a więc nie muszą już oni tak często polegać na rodzicach, którzy miewali do hobby swoich dzieci zupełnie inne podejście niż ma się do hobby własnego.)

Instrukcje


Wiem, że dzisiejsze gry są proste w obsłudze i często dysponują dobrymi, rozbudowanymi samouczkami i/lub bazami wiedzy w samej grze, ale i tak nic nie zastąpi papierowych instrukcji dołączanych do gier – kolejnych reliktów dawnych czasów. Dzięki takiej instrukcji człowiek miał nie tylko co czytać w drodze ze sklepu do domu i podczas instalacji gry, ale i poznać grę jeszcze przed jej odpaleniem, a także czasem strasznie się na owo odpalenie „napalić”. Sam dobrze pamiętam, jak zachwycony byłem podczas lektury instrukcji do „Dragon Age’a” (cieniutkiej, bo cieniutkiej, ale instrukcji) czy jak dobrze poznałem statystyki wszystkich stworzeń z „Heroes of Might and Magic III” (podczas gdy do dzisiaj nie znam wartości ataku, obrony czy zdrowia kreatur z mojej ulubionej „piątki”) – i chciałbym jeszcze kiedyś tego doświadczyć. Czy wydawcy gier mi to umożliwią?

Brak steamoidów


W dzisiejszych czasach każda szanująca się firma musi mieć swoją platformę do gier. EA ma Origina, Ubi-Soft Uplay, a prawdziwym królem jest valvowy (jeśli ktoś jeszcze o tym w ogóle pamięta) Steam. Idea takiej platformy byłaby może i słuszna jako opcjonalny dodatek, ale kiedy się obowiązkowa przy prawie każdym tytule, zaczyna męczyć. Bo za każdym uruchomieniem gry trzeba startować jeszcze jedną aplikację (która oczywiście musi się najpierw zaktualizować, a potem wyświetlić parę reklam), bo gier nie można instalować w dowolnym miejscu (tak, dla mnie to bardzo ważne, by gra znajdowała się w folderze D:/Gry, a nie D:/Gry/SteamApps) i, co najgorsze, każdą trzeba z tym kontem powiązać, oczywiście online. Jednocześnie nie przyjmuję tłumaczenia, że takie platformy to ochrona przed piractwem, bo jak piraty były, tak są, i będą. Ja chcę po prostu móc włożyć płytkę do napędu, zainstalować grę i cieszyć się nią bez dodatkowych zobowiązać. Czy to tak wiele?

Split screen


Obecnie wszyscy narzekają, że młodzi tylko siedzą przed komputerem i mają, zamiast prawdziwych przyjaciół, przyjaciół wyłącznie wirtualnych. Ale jak może być inaczej, skoro po prostu nie da się mieć znajomego również zainteresowanego grami i wspólnie realizować tego hobby, bo jedyny typ rozgrywki multiplayer, jaki nam pozostał, to multiplayer sieciowy? Ja wiem, że każdy ma internet, a połowa zrezygnowała ze stacjonarnych kompów, ale skoro split screen mógł być świetna zabawą na monitorze 15 cali, to jakże kapitalny byłby na takim cali 25? Obecnie rozgrywka przy jednym kompie stała się domeną średnio poważnych gier imprezowych i familijnych, a twórcy niemal zupełnie wyrugowali ją z poważnych tytułów. Pozostaje mieć tylko nadzieję, że kiedyś split screen wróci do łask – może gdy standardem stanie sie monitor 40 cali?

Pełnoprawne dodatki


Będę szczery: nigdy nie przepadałem za dodatkami, mimo że kilka z nich w swojej kolekcji posiadam. Nie da się jednak ukryć, że w porównaniu z dzisiejszymi DLC często wypadały one po prostu kapitalnie, nawet jeśli często swoje kosztowały. Jednakże, w cenie ok 1/4 – 1/2 podstawki można było nabyć produkt, który niejednokrotnie dorównywał jej objętością – to nie była jedna krótka misja albo o zgrozo nowy ciuszek dla bohatera, tylko niemal pełnoprawne gry z całkowicie nową zawartością, po której, co równie ważne, było widać, że nikt jej nie wyciął z już gotowej produkcji i nie sprzedawał potem za grubą kasę, by dodatkowo zarobić. Na szczęście przykład „Wiedźmina 3” (bo z tego, co mi wiadomo, oba dodatki do tej gry to rzeczywiście dodatki, a nie typowe DLC) pokazał, że gracze wciąż są takich rozszerzeń spragnieni i może wrócą one do łask producentów i wydawców.

Opinie


  • „Ze wszystkim wymienionych tutaj rzeczy, to jest ta, za którą zapewne tęsknimy najbardziej i z której zupełnie nie wiem, czemu branża zrezygnowała”
    Bo wolą zarabiać na early access.

    „Sprzedaż cyfrowa jest, nie ukrywajmy, w miarę dobrą rzeczą – jest szybko, łatwo i przyjemnie. Ale mimo to i tak wciąż tęsknię za prawdziwymi, pudłowymi (nie mylić z pudełkowymi) wydaniami gier – takimi z instrukcją (o której w innym miejscu), takimi bez konieczności rejestracji (o której także w innym miejscu), a, przede wszystkim, z wielkim opakowaniem, które zawierało co prawda głównie powietrze, ale które można było następnie dumnie postawić na półce lub praktycznie wykorzystać. Gdy człowiek miał w ręku takie pudło, wiedział, że kupił coś namacalnego, nawet jeśli było to przede wszystkim kilka tysięcy linijek kodu”.
    I teraz niekiedy można kupić wersje „pudełkowe”, z powietrzem, książeczką itd. Mnie bardziej mierzi to, że i ten cudzysłów nie jest tu przypadkiem – i tak wersja „pudełkowa” to wersja cyfrowa, tyle, że wrzucasz płytkę do napędu po to, żeby pobrać grę ze Steama. Chcę kupować grę i ją fizycznie posiadać, a nie „wynajmować”. Ostatnio mnie szlag trafił, jak zobaczyłem komunikat, że nie mogę odpalić gry (nie chodziło o multiplayer), bo serwery Steama są przepełnione, czy coś tam. NO TO MOŻE JA NIE WIEM, na przykład pozwolilibyście by mi w nią zagrać BEZ połączenie ze Steamem, tak jak się grało przez lwią część historii gier?
    A co jak kiedyś Steam czy inny Origin po prostu pierdyknie, bo zbankrutuje, bo ISIS wysadzi jego serwery, bo cokolwiek?
    Zresztą, sam się na tym aspekcie skupiasz w dalszej części notki i nie sposób się z tym zgodzić.

    „Ja chcę po prostu móc włożyć płytkę do napędu, zainstalować grę i cieszyć się nią bez dodatkowych zobowiązać. Czy to tak wiele?”
    AMEN.

  • Dodaj komentarz

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

     *